niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 3

Obudził mnie hałas dobiegający z korytarza. Przeczesałam ręką rozczochrane włosy i odwróciłam głowę w stronę Gab. Jeszcze spała. Szybko moją uwagę przykuło zupełnie co innego. W kącie przed moim łóżkiem stał mężczyzna, odwrócony twarzą do ściany, szepcząc coś do siebie. Był on dosyć wysokim szatynem o śniadej karnacji, na sobie miał - co dziwne - czarną koszulę i czarne spodnie. Buty zapewne także były w kolorze ubrań. Mężczyzna powoli zaczął odwracać się w moją stronę szepcząc zdaje się "to była moja wina". Oczy przysłaniały okulary przeciwsłoneczne, przez co nie spostrzegłam całej twarzy.
- To była moja wina. Gdybym tylko był przy tobie... Nic by się nie wydarzyło. To była moja wina. - powiedział tajemniczy mężczyzna jakby w moich myślach.
- Ale...
- Meg? z kim rozmawiasz? - zapytała rozbudzona Gab.
Momentalnie odwróciłam głowę w kierunku mojej przyjaciółki i wbiłam w nią wzrok mówiący "chyba widzę ducha!". Spojrzała za moje plecy i znów w moje oczy. Jej spojrzenie było pełne niewiedzy i zdziwienia, dlatego też i ja odwróciłam głowę w stronę mężczyzny. Ale... - Szepnęłam w myślach. Po tajemniczym człowieku nie pozostał nawet cień.
- Ale on przecież stał tu! Widziałam go! - Upierałam się.
- Niby kogo widziałaś? - zapytała drwiąco Gab.
- Mężczyznę...
- To pewnie przez te leki.
- Ale... Zapewne masz racje. - Odpowiedziałam ze znikającą nadzieją i Gab jednak mnie zrozumie.
Długo nie pozwolono mi nad tym myśleć, gdyż do sali wparowała pielęgniarka oznajmiając, że za dwadzieścia minut przyślą kogoś z policji, aby odwieźć nas do domu. Uradowane zerwałyśmy się z łóżek i zaczęłyśmy pakować rzeczy.
        Po dwudziestu paru minutach w drzwiach stanął mężczyzna przybrany w mundur.
- Gotowe? - Zapytał. Jego głos był bardzo niski i dało się wyczuć stanowczość, a zarazem spokój i opanowanie. Policjant był wysokim brunetem o ciemnych oczach. Na jego okrągłej twarzy znajdował się dosyć duży nos, przekrzywiony lekko w prawo, a tuż pod nim widniały bladoróżowe usta. Mundur delikatnie opinał jego wyćwiczone ciało.
- Tak. - Powiedziałyśmy zgodnie.
Josh - bo tak powiedziała do niego pielęgniarka - wziął nasze rzeczy i zaprowadził nas do radiowozu. Wyruszyłyśmy w drogę do, rzekomo, naszego domu.
        Policjant zatrzymał wóz. Obok nas znajdowała się szara furtka otoczona z lewej i prawej wysokimi choinkami. Otworzyłam powoli furtkę. Nie pamiętałam tego miejsca, choć zapewne spędziłam tu większość swojego życia. Gab zmusiła mnie do wejścia dalej i naszym oczom ukazał się ogromny dom, zapewne jeszcze sprzed II wojny światowej. Stanęliśmy na wybrukowanym chodniku. Tuż przed nami znajdowały się schody, a w prawo prowadziła trawiasta ścieżka obsadzona po obu stronach pięknymi czerwonymi różami.
- Masz klucz? - Zapytała z niecierpliwością Gab.
- Hę? - Wyrwał się z zamyślenia policjant.
- Przyjaciółka chciała zapytać czy posiada pan klucz? - Odparłam.
- Tak, tak, proszę. - Wyciągnął srebrny klucz ze spodni i podał go nam.
Gabriel momentalnie rzuciła się do drzwi.

2 komentarze:

  1. Aaa to jest zajebiste czekam niecierpliwie na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny rozdział? Pozdrawiam twoja niepoprawna romantyczka (zajebiście MU w zielonym) <3

    OdpowiedzUsuń