niedziela, 14 grudnia 2014

Prolog

Rybnik, Polska, pięć miesięcy wcześniej.

Nagły śmiech Gab wyrwał mnie z transu. Zauważyła, że jako jedyna przy stole nie zaczęłam się śmiać z żartu, który palnął Scott. 
- Hey, Meg, co jest? Czemu się nie śmiejesz? - Zapytała ze łzami w oczach Gab.
- Coś... Coś tu jest nie tak. - Powiedziałam ściszonym głosem.
- Daj spokój kochana! Co może się nam przytrafić? - Zapewniła Gab.
- A nawet jeśli coś by tu było to nie odważyło by się nawet wyjść z ukrycia! - Dorzucił Scott z uśmiechem pokrywającym pół twarzy.
- A to niby dlaczego? - Rzuciła Gab również pokazując swoje śnieżnobiałe zęby.
Gab była moją przyjaciółką od zawsze. To znaczy od póki wprowadziłam się zaledwie dwa domy dalej. Właściwie jej pełne imię to Gabriell Maria Sky, ale w dzieciństwie nazywałam ją Gab, choć troszeczkę ją to denerwowało. Gabriell jest osiemnastoletnią szczupłą brunetką o tajemniczo brązowych oczach wyłaniających się spod długich, głęboko czarnych rzęs. Na środku jej twarzyczki widnieje zgrabny nosek, a tuż pod pod nim znajdują się delikatnie różowe pełne usta. Tego wieczoru miała na sobie białą koszulkę na ramiączkach, a na to zarzuciła leciutki sweterek w kolorze pudrowego różu. Na nogach widniały beżowe jeansy typu skinny natomiast stopy przyodziała w w brązowe trampki. Zaś Scott to zupełnie inna historia. Poznałyśmy go będąc na wycieczce w 2009 roku. Nasze mamy wyciągnęły nas wtedy w góry powtarzając, że dobrze nam zrobi odrobina ruchu. Gdy stałyśmy w kolejce po lody za mną przystanęła kobieta z "lekką nadwagą", popychając klientów i poganiając personel. Pech chciał, że owa kobieta popchnęła mnie przez co upadłam na Gab, a ona zbiła z nóg chłopaka, który stał przed nami. Obsługa wyprowadziła kobietę z lokalu, a my wstaliśmy z uśmiechami na twarzach i łzami w oczach. Przedstawiłyśmy się pierwsze, właściwie to ja pierwsza wypowiedziałam swoje imię następnie zrobiła to Gab, a na końcu chłopiec, który jak wiadomo, nazywa się Scott. Tak więc Scott zaproponował abyśmy usiedli razem. Bez namysłu obie się zgodziłyśmy. Z późniejszych rozmów wynikło, że mieszkamy w tym samym mieście, a co dziwniejsze mama Gab znała ojca Scotta. Scott jest wysokim blondynem o ostrych rysach twarzy i karmelowych oczach. Jego średniej wielkości nos jest zdobiony tysiącami różnych piegów.
Siedzieliśmy w KFC czekając na Kaspra - najlepszego przyjaciela Scotta.
- Która godzina? - Zapytałam nerwowo.
- Meg... - Zaczął Scott.
- Która godzina?! - Warknęłam.
Gab spojrzała na telefon.
- Dziewiętnasta trzydzieści. - Powiedziała z lekką obawą.
Gdzie Kasper? - pytałam samą siebie. Mimo iż siedzieliśmy tu ze dwie godziny, nikt nie przejął się tym, że Kasper się nie pojawia. Nagle obok Scotta usiadła nieznana nam dziewczyna. Blondynka, mogła mieć około szesnastu lat. Zwykła nastolatka, choć w jednym różniła się od swoich rówieśników. Oczami. Gdy uniosła powieki przeraziłam się nie widząc nawet źrenic! 
- To jeszcze nie koniec. - wyszeptała ślepo spoglądając w przestrzeń pomiędzy mną, a Gabriell. - Mój Pan was znajdzie... - nachyliła się nad stołem patrząc zdaje się... na mnie! - I zabije!
Po chwili ciszy dziewczyna wstała i z uśmiechem na twarzy opuściła nasz stolik.
- Zadzwonię do Kaspra. - Powiedział przerażony Scott.
Wokół nas zgromadziły się gęste chmury ciszy. Po wcześniejszych uśmiechach nie pozostał nawet cień. Nikt nie odebrał. Zdenerwowany Scott rzucił telefonem przez pół sali, przez co ten rozpadł się na części. Wszyscy obecni w lokalu zwrócili na nas wzrok. Dugnęłam Gabriell i rzuciłam jej spojrzenie mówiące "zbieramy się"  wtem i Scott zasygnalizował, że nie ma na co czekać.

1 komentarz: